Cześć:)
Dziś recenzja książki i jednocześnie post motywacyjny:) Wiem, że zwykle chcemy się odchudzić wiosną, bo lato za pasem, bo ciało trzeba będzie odsłaniać, bo mniej się jeść chce;P Powodów jest wiele, gorzej z realizacją:/
Ja zwykle takiego kopa dostawałam jesienią. Bo wieczory coraz dłuższe i nie jest już tak gorąco - można swobodnie wciągać getry przynajmniej;) itd. itd. Siłą rzeczy, przez ostatnie miesiące nie robiłam nic innego jak tylko karmienie i pielęgnację Małej;) To karmienie tak mnie zestresowało na początku, że nabawiłam się sześciu kilogramów. No dobra, może trzech, bo trzy poprzednie zostały mi po porodzie;) Koniec końców, nie czuję się z tym najlepiej, więc wznawiam swą sportową działalność najszybciej jak się da. Czyli od 1. listopada. Wtedy znowu będę mieć Multisporta (hurrra!) W dodatku tuz pod nosem otworzono nam nowe centrum fitness, więc grzechem byłoby nie korzystać;)
Ostatnio, usypiając córkę, udało mi się przeczytać bardzo ciekawą książkę Głodni zmiany. Jest to amerykański poradnik, więc przedstawia trochę inne realia, ale clue jest jedno
i uniwersalne: musimy coś zmienić w swoim życiu, żeby żyło się nam lepiej, zdrowiej
i dłużej zarazem. Zmiany trzeba zacząć od siebie, od razu i bez gadania! Chodzi
o oczyszczenie naszych zatrutych, zakwaszonych organizmów. Jak to zrobić? Prosto
i naturalnie;) Zacząć pić więcej wody i ziołowych naparów zamiast hektolitrów kawy
i czarnej herbaty (nie mówiąc już o innych używkach). Wyeliminować lub zminimalizować przetworzoną żywność. Kupować od chłopa, a nie z marketu niewiadomego pochodzenia.
I świadomie jeść! Co chyba jest najtrudniejsze - bo sama jestem tutaj przykładem żywieniowego rozpasania. Mimo wielkiej świadomości ekologicznej, po porodzie rozciągnęłam swój żołądek, uzależniłam się od białego pieczywa i... słodyczy, o zgrozo! Bo kiedyś ich tyle nie jadłam, a może nawet nie lubiłam (?!?) I teraz jest mi bardzo ciężko się od tego wszystkiego odzwyczaić i przejść na zieloną stronę mocy. Ale dam radę! Bo jak nie ja, to ktooo?